Kocham Mario

Po gry Nintendo nigdy się nie przychodziło po historię. Mario, Zelda, Pokemon, Kirby - nawet w swoich najlepszych grach są tak banalne, jak to możliwe. Prezentują się tak szczątkowo, że mogą zostać odebrane jako potwarz przez odbiorcę z latami przyzwyczajonego do godzin udźwiękowionych przerywników filmowych w swoich grach AAA.

Po dziś dzień te fabuły to zaledwie ramki w galerii. Zwłaszcza w seriach gier związanych z Mario i Donkey Kongiem. Tylko to nie są ramki w których osadzone zostaje chwytające za serce artystyczne dzieło, a układ zębatek, rur i innych czysto mechanicznych elementów.

Gratulacje! Jesteś w galerii szwajcarskich zegarków.

Może ktoś z czytelników chciałby powiedzieć, że mechanika jest piękna; że może gameplay to także kategoria sztuki. Ja tu nikogo nie oceniam, w przeciwieństwie do Kulturalnego Społeczeństwa (czymkolwiek jest ten zbiorowy byt), które prawdopodobnie wyśmiałoby pomysł, że coś, co możemy sprowadzić do matematycznych równań może aspirować do statusu wysokiej sztuki.

Na szczęście nie musimy o tym dzisiaj rozmawiać. "Super Mario Bros. Film" nie zawiera gameplayu. To sama ramka.

4/10, bo kocham Mario, mojego gierkowego Big Maca


PS Jest jedna kategoria takiej sztuki-sztuki, w której Nintendo jest niesamowite. I przez sztukę-sztukę mam na myśli kategorie, które w żadnej społeczności nie są poddawane pod wątpliwość. Ta kategoria to muzyka. Koji Kondo przez lata stworzył tak niesamowity katalog wyjątkowych melodii, że by wystarczyło nutek na cały Marvel Cinematic Universe zapamiętywalnych tematów muzycznych. W filmie wszystkie one zostają wrzucone w jeden miks. W kompletnie niesłuchalną ścianę tematów z Super Mario i jego spinoffów, w którą wbudowano jeszcze najbardziej rozpoznawalne popowe kawałki w historii.