"Revenge" - recenzja filmu

Przed startem "Revenge" na OFF Camerze pojawiło się logo Monolith Films. Trzymając więc kciuki, że zostanie w końcu wydany w polskiej dystrybucji, zabieram się za pisanie recenzji mojego największego odkrycia tego festiwalu.

2018-revenge-movie-review-matilda-lutz.jpg

"Revenge" to film z małego eksploatacyjnego podgatunku "gwałt i zemsta" i już sam tytuł wskazuje na to, że nie będzie wynajdował koła na nowo. Ale francuska reżyserka Coralie Fargeat nie wzięła się z ten temat tylko po to, by go odtworzyć. Czuć z jednej strony jej miłość do krwawej, śmieciowej rozrywki, a z drugiej potrzebę rozliczenia pewnych kwestii.

Scenariusz jest bardzo minimalny i elegancki - jedna willa na pustyni, jedna przeseksualizowana dziewczyna (łącznie z obowiązkowym różowym topem i lizakiem w ustach) oraz trzech facetów, co do których na początku podejrzewamy, że mogą być częścią świata przestępczego, ale faktycznie spotykają się, by polować na jakąś drobną zwierzynę futerkową. To tylko jeden z wielu sposobów, w jaki reżyserka podważa męskość bohaterów. Przed napisami końcowymi to faceta zobaczymy paradującego nago jak kawał atrakcyjnego mięsa z wiszącym nad nim widmem śmierci. Ta przewrotność wybrzmiała by jednak lepiej, gdyby w pewnym momencie kamera przestała zjeżdżać na kuso odziany tyłek bohaterki, zwłaszcza gdy jest już zalany krwią.

Matilda-Lutz_actress_Revenge_Coralie-Fargeat-2017_5.jpg

Coralie Fargaet nie bawi się w subtelności. Przemoc seksualną zwiastować będą mrówki obsiadające jabłko, a słowo "penetracja" będzie mogło zostać użyte w odniesieniu do ludzkiego ciała w dwóch różnych znaczeniach. Ilość krwi na ekranie znacznie przekroczy pojemność czterech ludzkich ciał, przy tym reżyserka będzie kierowała kamerę w bezlitosnych ciasnych kadrach na otwarte rany. Wszystko tu jest przejaskrawione do granic, ale diabelnie skuteczne.

Jedyne, co tu można nazwać subtelnym, to małe zmiany w scenariuszu, które wynoszą film na coś nieco wyżej niż po prostu bezwstydna eksploatacja. W "Revenge" gwałciciel jest tylko jeden, ale to mentalność męskiej solidarności "bros before hoes" i bagatelizacja wydarzenia sprowadza na nich krwawą zemstę. Szef grupy, w kontraście do jego kolegów o bliskowschodnich rysach, wygląda przy tym jak taki filmowy antybohaterski macho, Steve McQueen w tej swojej sportowej kurtce.

Sądzę więc, że Coralie Fargaet spuszcza tu nie tylko manto kilku gwałcicielom, ale i kinu, które utrwala seksistowskie zachowania. Przy tym zachowuje swoją miłość do dzikiego kina przemocy i przesady. I tę miłość czuć do głębi. Takiej thrillerowej kolejki górskiej nie mieliśmy od dawna.
8/10
((kolejne seanse na OFF Camerze do szóstego maja, a potem trzymajmy kciuki na ogólnopolską dystrybucję)

W zeszłym roku "Mięso" Julii Ducournau, w tym "Revenge" Coralie Fargeat. Jeszcze jedna reżyserka i kujemy określenie "francuska nowa kobieca fala krwi". Albo może lepiej jakieś inne, lepsze. Bo moje jest słabe.