"Pentiment" - niespodziewana recenzja gry

Nie planowałem tej recenzji, ale kiedy komentarz pisany pod postem kolegi rozrósł się do trzech akapitów, przekleiłem go sobie do notatnika i porzuciłem wszelkie hamulce.

"Pentiment" to jedna z nielicznych gier, którą dobrze mi się porównuje do solidnego arthouse'owego kina. Niekoniecznie dobrze się ogląda podczas seansu, może czasem się nudzi w trakcie, ale wszystko to służy jakiemuś celowi.
Powstaje pewna umowa między reżyserem a widzem, że wytrzyma do końca seansu i że będzie warto. I kiedy jest, to nagle masz swój nowy film roku.
W świecie gier niski poziom rozrywki w trakcie wydaje się nadal niewybaczalną zbrodnią, więc czuję potrzebę, żeby go tutaj pomijać, ale niech już będzie.

Przyznaję - czasem się odrobinę zmuszałem, by odpalić ten eksperyment Obsidianu, bo gameplayowo stałem się zakładnikiem FOMO. Co cykl przeczesywałem ponownie każdy zakamarek, w obawie, że coś przegapię i nie pomagało, że okazjonalnie nagradzano mnie za bycie skrupulatnym.
To celowy zabieg - dlatego to historia detektywistyczna, żeby gracz czuł potrzebę poznania każdej perspektywy. Pewnie sporo osób ma wąty do tego, ile satysfakcji sama intryga oferuje graczowi - zwłaszcza jeśli chodzi o wyniki śledztw - i rozumiem to. Bardzo mało jest tu głaskania odbiorcy po główce, za to dużo roboty z czytaniem informacji, które nie wiesz, do czego są ci potrzebne.

Próżno tu także szukać innego typu głaskania. Nie sądziłem, że mogę się spodziewać poważnego traktowania wszystkich warstw. Myślałem, że będzie płasko, bałem się wdzięczenia do "gracza z Twittera". Ale nie - rzeczy są skomplikowane. I możecie nawet grać gościem, który będzie sadził ciągle cytatami z Biblii i z oburzeniem reagował na bluźnierstwa jeśli wolicie udawać, że rzeczy jednak skomplikowane nie są.

Produkcja posiada polskie tłumaczenie i bardzo polecam je sobie włączyć, bo język polski jest w tej grze równie odpowiednim wyborem, co każdy inny europejski.

Artystycznie gra wspaniale się spełnia. "Pentiment" pozwala nam zobaczyć spory kawałek XVI wieku z różnych perspektyw, głównie mieszkańców jednej bawarskiej mieściny i przede wszystkim robi to, by powiedzieć nam coś o dziejopisarstwie.
Scenariusz uwypukla pewną oczywistą prawdę, że możemy się zgadzać jedynie co do ogólnikowych stwierdzeń na temat wydarzeń, a znaczenie nadają im dopiero nasze interpretacje. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i takie tam. Na szczęście idzie za tą myślą głębiej.

Bo kiedy chodzi o historię, to zazwyczaj interpretujemy już to, co ktoś kiedyś uznał za ważne i warte uwiecznienia. Władza bierze się nawet nie ze sposobu przedstawienia wydarzeń osoby dzierżącej pióro czy pędzel, a decyzji, o których faktach w ogóle opowiada. Historia się sama nie napisała i to cały ciąg czyichś osądów, co było ważne, by w końcu jakaś wersja trafiła do portu szkolnego podręcznika.

I "Pentiment" to cała szkatułka sposobów, by skierować nasze myśli na krytyczne przyglądanie się historii. Czas i miejsce akcji na przykład - na styku końca kontroli duchownych nad środkami przekazu i początku druku oraz na styku konfliktu między tymi, którzy mają głos, a tymi, którzy są go pozbawieni.
Albo to, że wiele rzeczy pozostanie poza naszym polem widzenia nawet po ukończeniu gry i to, że o pewnych dość widowiskowych rzeczach, których byliśmy świadkami nikt nigdy nigdzie nie napisze, bo nikomu by to nie było po drodze.

"Pentiment" to milion prywatnych historii i tajemnic, które jesteśmy zmuszeni wyciąć, by zmieścić się w kilku akapitach w podręczniku historii. "Pentiment" jest o tym, czego nie uwieczniliśmy.