"Diuna" 2021 - szybka recenzja filmu

Denis Villeneuve przyjął ze swoją adaptacją "Diuny" taktykę Zakaz Dobrej Zabawy. I wiecie co? Szanuję.
Jego film to żadna tam przygodówka - to czysta polityka w fantastycznym świecie. Mamy podziwiać widoki, chłonąć wiedzę o świecie i nie być w stanie znaleźć emocji na arystokratycznej facjacie Timothee Chalameta. Nawet bardziej efektowne momenty z czerwiami wydają się poprowadzone raczej na wywoływanie podziwu niż adrenaliny.

I udało się - imersja weszła. To jak oglądanie filmowej interpretacji jakiejś świętej księgi. Reżyserowi się udało i jego wielkopańska, ociężała ekranizacja "Diuny" działa. Przynajmniej do momentu, kiedy większy ciężar zaczyna spoczywać na emocjonalnym życiu postaci, bo świat już znamy i układy polityczne także. Ledwo wślizgujemy się w ten drugi akt powieści (a więc końcówkę filmu) i już zaczyna ziać jakaś pustka. Stąd nie jestem przekonany, czy taktyka Frankokanadyjczyka zadziała w drugiej części.
7/10

A, i wyrazy współczucia dla wszystkich fanów Zendayi - oszukali Was.