"Może pora z tym skończyć"/i'm thinking of ending things - recenzja filmu

Na Netfliksa wjechał nowy film Charlie'ego Kaufmana ("Anomalisa", "Zakochany bez pamięci", "Synekdocha Nowy Jork") i jest totalnie filmem Kaufmana z góry na dół. Mimo że jest to adaptacja powieści, idealnie wpisuje się w dorobek autora.

l-intro-1598996097.jpg

Może odrobinę frustrować czasem, że dla tej jego sennej logiki nie dostajemy tym razem za dużo wytłumaczenia przez większość czasu trwania filmu, przez co może być jednym z mniej przystępnych. Zwłaszcza że pierwszy instynkt może być tutaj fałszywym tropem. Ale jeśli pomyślicie o tym, o jakich postaciach Kaufman zazwyczaj opowiada, to w końcu pewnie traficie na klucz - i wtedy jest to fantastycznie nagradzający cierpliwość widza seans.

Nie próbuję powiedzieć, że "Może pora z tym skończyć" nie ma niczego do zaoferowania poza łamigłówką. Sceny w aucie między dwójką głównych postaci (Jessie Buckley, Jesse Plemons) emanują typowym dla Kaufmana przekonaniem, że wszyscy jesteśmy samotnymi wyspami, co nasącza film tak melancholią, jak komedią. Nie jestem może wielkim fanem scen z udziałem Toni Collette i Davida Thewlisa, bo choć oboje na pewno świetnie się bawią swoją niepokojącą kreskówkowością, to jednak w takiej polaryzującej relacji ginie gdzieś subtelność z początku filmu. Okazuje się jednak z czasem, że tak ta decyzja, jak i inne, które można podczas seansu uznać za zaskakujące, mają absolutnie sens.

Naturalnie nie spodziewajcie się od Kaufmana pocieszenia - tego już nas chyba nauczył. Samotność, żale, obsesje - jego postacie nigdy nie wychodzą na prostą, bo karmią się zawsze tylko tym, co podrzucają im ich własne głowy. Twórca prawie wyłącznie eksploruje obsesyjne umysły żyjące ekskluzywnie fikcją - wizjami innego życia, marzeniami o wielkości, wypaczoną wizją miłości czy fetyszyzacją wycinków wspomnień.
W zderzeniu z rzeczywistością każdy taki stan staje się chronicznym, melancholijnym kacem, udzielającym się widzowi.

I jest w tym stanie coś tak wrażliwego i ludzkiego, nawet kiedy bohaterów trudno lubić, że Charlie Kaufman pozostaje po "Może pora z tym skończyć" jednym z moich ulubionych filmowców.